poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 3

     Janek obudził się około dziesiątej rano zlany potem. Śnił mu się koszmar. Nie wiedział jaki, zwyczajnie nie pamiętał i pamiętać nie chciał.
 Weronika szykowała dla siebie śniadanie. Nie posiliła się na to, aby zrobić Jankowi jedną nieszczęsną kanapkę z żółtym serem, którego posiadali  nadmiar w niewielkiej lodówce. Chłopak jednak wyciągnął jedzenie ze swojego plecaka i skonsumował wczorajszą żywność. Może nie była najwyższej klasy, ale tak zwykłemu dzieciakowi jakim był zupełnie wystarczyło. Usiadł na wózku, zgarnął świeże ciuchy i pojechał do łazienki.
 Dopiero tam był w stanie się odprężyć i zrelaksować. Stres związany z wczorajszym koncertem, ( który nie był TAKI zły jak się spodziewał, lecz nie mógł też powiedzieć, że świetnie się bawił) nie minął przez noc i dopiero teraz poczuł jak cały nieokreślony niepokój z niego ulatuje niczym z balona. Odetchnął z ulgą i po piętnastominutowej kąpieli wyszedł z łazienki, ciągnąc za sobą smugę pary.
    - Jak się podobało? - spytała popijając sok pomarańczowy. Zgadywał, że jest z pomarańczy, bo kolor właśnie o tym świadczył.
    - Ujdzie. Ale wasze ruchy doprowadzały mnie do szaleństwa...
    - Jakie ruchy? - zdziwiła się, znów podnosząc szklankę do ust. Była ubrana we wczorajszy strój, a czarny i mocny makijaż całkiem jej się rozmazał i wyglądała teraz gorzej niż potwór z horrorów. Nie przejmowała się tym chyba zbytnio, bo zamiast ogarnąć się rano, ona zajęła się czynnościami, które zdecydowanie mogły chwilę poczekać.
     - Nieobliczalne, zaskakujące... Po prostu dziwne. - Nie umiał inaczej tego określić. Ich tańce, przypominające pogo przerażały go i sprawiły, że mało co nie zemdlał ze strachu.
     - Nie znasz się - odparła. Chyba nie miała lepszego usprawiedliwienia, bo odłożyła szklankę i poszła do łazienki, zupełnie zlewając Janka.
Chłopak wziął butelkę i nalał sobie napój. Chyba zrozumiał zainteresowanie nim dziewczyny, bo był naprawdę dobry. Skierował swój wóz przed telewizor i włączył niemiecką telewizję. Oczywiście - rozumiał każde słowo wypowiedziane przez reportera. Oznajmiał on  trudne warunki na drodze i przy okazji wspomniał o wczorajszym koncercie, po którym to fani roznieśli jedną czwartą miasta. Janek początkowo w to nie wierzył, bo sam w nim uczestniczył, lecz fotografie zrobione wcześnie rano wskazywały na to, że antychrysty  musieli być nieźle pijani, bo zorganizować taką rozrubę. Śmietniki były powywalane, a niektóre budynki wyposażyli w ekonomiczny nawiew. " Po co komu wentylacja, lepiej wybić okna, a raczej poprosić hołotę metali, by zrobili to za ciebie!".
  W tej samej chwili z łazienki wyszła Weronika, wycierając włosy o śnieżnobiały ręcznik.
    - Wczoraj jak wróciliśmy, inni się trochę upili. Dobrze, że nas tam nie było. - A jednak zachowała trochę zdrowego rozsądku. Jednak w tej sytuacji słowo " trochę" powinna zamienić na "za bardzo". Takiej destrukcji nie widział nawet w Polsce. NAWET.
   Podrapał się po głowie z zażenowania. Zawsze tak robił gdy coś go irytowało - teraz właśnie to się objawiło.
     - Idę się przewietrzyć. - Dziewczyna nie protestowała. Wstał i zjechał windą na dół, z którego na dwór było parę " kroków".
Recepcjonista zaoferował mu pomoc, lecz chłopak grzecznie odmówił. Kolejny przejaw litości ludzkiej. Można by pomyśleć, że ludzie są dobrzy, więc chcą pomóc. Tak naprawdę jednak  najchętniej zmieszali by cię z błotem. Smutna i wstrząsająca prawda.
 Przed hotelem panował ogromny ruch. Auta jechały z prędkością dużo wyższą niż jest dopuszczalna, ale nikt najwyraźniej się tym nie przejmował. Janek, tym bardziej.
 Może to dziwne, ale tęsknił za nauką. Żałował, że nie wziął swoich książek dla maturzystów. Chciał już wrócić do domu i móc powrócić do swojego godzinnego planu - którego nie przestrzegał ostatnimi czasy.
 Miał jechać dalej, gdy usłyszał telefon. Tak, to był jego. Na ekranie wyświetlił się napis " Rudy". Całkowicie zapomniał o kumplu! Poczuł się winny, że nie raczył nawet zadzwonić do najlepszego i jedynego przyjaciela.
    - Stary! Twoi rodzice mówią, że jesteś w Berlinie! To prawda? - Zaczął rozmowę Tomek bez owijania w bawełnę.
    - Tak. Byłem wczoraj na koncercie Rammsteina.
Cisza. Głucha cisza, w której można dosłyszeć szum wydawany przez słuchawkę.
    - TY?! Przecież ciebie nie jarają takie klimaty.
    - Mnie nie, ale Weronikę tak.
    - Czekaj... Córkę przyjaciółki twojej mamy? Ostatnio ją widziałem... Nieźle się zmieniła. - Jankowi nie chciało się kontynuować tej rozmowy, jednak czuł, że jest to winny Rudemu.
    - Tak. Poprosiła mnie, więc pojechałem. Nie było aż tak źle.
    - Nie nieźle, Janek. Nie poznaję cię! Kiedy wracasz? Chciałbym ci opowiedzieć o moim spacerze z Anką.
    - Jutro, jak wrócimy to do ciebie zadzwonię i wpadniesz, okay?
    - Okay. Do zobaczenia jutro. - Chłopak się rozłączyć. Cieszył się, że Tomek zadzwonił. Nie wiedział dlaczego, po prostu był jednym rówieśnikiem, który traktował go poważnie, a nie protekcjonalnie.
  Schował komórkę i pojechał dalej. Ludzie w Berlinie byli napięci, pewnie spowodowały to wczorajsze zamieszki. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nieznajomi popychali go jak gdyby był zabawką.
  Chłopak dotarł do pobliskiego parku. Przysiadł na chwilę na ławce, zamknął oczy i spróbował się odprężyć. Jednak jego relaks nie potrwał długo.
    - Cześć - usłyszał nieznajomy głos tuż obok siebie. Uniósł powieki i przed sobą ujrzał dziewczynę.  Jak na Niemkę było wyjątkowo ładna. Miała długie blond włosy i przepiękne szmaragdowe oczy. Janek pomyślał, że tymi gałkami mogłaby zahipnotyzować każdego. Ubrana była w czarny płaszczyk, białe rurki i pistacjowe trampki. Cała jej uroda idealnie się ze sobą komponowała co sprawiało, że była naprawdę śliczna.
    - Mam na imię Lena, a ty? - Chłopaka zaskoczyła śmiałość Leny. Nie widział, że tubylcy są tacy otwarci.
    - Cześć. Ja jestem Janek. - W tej  sytuacji cieszyła go idealna znajomość tego języka.
    - Skąd jesteś? - spytała.
    - Z Polski.
    - Ach... To z wami niegdyś toczyliśmy wojny? 
" Brawo, umiesz historię" - pomyślał.
    - Tak. Chcieliście nas zniszczyć, ale byliśmy zbyt silni. 
    - Racja. Wygraliście. Tym razem. - Nie rozumiał jej ostatnich słów. Jakim "tym razem"? Będzie następny raz? Postanowił jednak to zignorować.
    - Co cię tu sprowadza? - Usiadła obok niego i poczochrała mu idealnie ułożoną grzywkę. Zachowanie Niemki wprawiało go w zakłopotanie. Uznał, że jest zbyt śmiała, a zwłaszcza, że rozmawiała z kimś innej narodowości.
     - Byłem na koncercie Rammsteina. - Zmierzyła Janka wzrokiem. Chyba nie dowierzała, zresztą, jak wszyscy.
     - Muszę już chyba iść. - zmieniła temat - Dasz mi swój numer? - Chłopak zdziwił się. Nieufnie wyciągnął telefon i podyktował kolejno cyferki. Dziewczyna zapisała je. - Do zobaczenia wkrótce! - rzuciła i pobiegła w nieokreślonym kierunku zostawiając Janka samego.




   

3 komentarze:

  1. Ta zielonooka... Co jest z nią nie tak? Nikt normalny by tak po prostu nie podszedł i nie zachowywał się w stosunku do obcego jak do starego przyjaciela xd Może ona go zna, albo coś?
    Ogółem rozdział okej, chociaż mało się działo :( Rozumiem, że czasem taka przerwa jest potrzebna i liczę, że kolejny rozdział będzie miał choc trochę więcej akcji ;)

    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;P
    http://polelf-z-fabryki-swietego-mikolaja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział będzie dłuższy i mam zamiar wprowadzić więcej akcji c: Co do owej piękności to mam plan i wkrótce chcę go wykorzystać ;3
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Zaczęłam czytać Twojego bloga i mnie wciągnęło. Nie wiem do końca, co mnie tak zaciekawiło, ale całokształt... Inny od wszystkich blogów, trochę nierealny, trochę niepokojący... Podoba mi się^^
    Czekam na kolejny rozdział...

    OdpowiedzUsuń